sobota, 6 czerwca 2015

Chemii losu bezkres

"Przedostatnie marzenie" Ángela Becerra


Póki co, perełka roku 2015. Historia zaczynająca się końcem, w który nie chce się wierzyć nawet po przewróceniu ostatniej strony. Szczęśliwi nowożeńcy? Raczej typowy obrazek. Chyba, że wymarzony ślub jest - wbrew tytułowi - ostatnim marzeniem, a młodą parę tworzą nierozerwalnie objęci 80-ciolatkowie, którzy na ostatnią wspólną podróż wybrali skrupulatnie przemyślane samobójstwo. A to dopiero początek, żaden spojler. Wątpię, żeby taki wstęp nie zadziałał na wyobraźnię… Kto się skusi, będzie odkrywał całą prawdę jak urzeczony, targany między jedną historią a drugą jak własnoręcznie zrobiony latawiec w wietrzny, śródziemnomorski wieczór. Kolumbijska pisarka, mieszkająca od lat w Barcelonie, serwuje wykwintne danie, które apetyt każe pochłaniać, mózg rozdrabniać na całą gamę smaków, a serce dzielić na najmniejsze kęsy, żeby każdą emocją delektować się jak najdłużej.


Po powieść Becerry sięgnęłam z polecenia, faktycznie ignorując stos innych czekających książek, i to nie tylko z racji akcji rozgrywającej się w Barcelonie. Gotowa byłam ją pochłonąć, ale w pewnym momencie mimowolnie zaczęłam zwalniać, żeby podziwiać język, ludzi, miejsca, wspomnienia… i odwlec koniec w czasie. Ale - zgodnie z komentarzem pewnej mądrej kobiety - coś się kończy, coś się zaczyna. Marzenia nie obowiązuje data ważności, a nam zawsze może stanąć na drodze ktoś, kto wywróci nam życie do góry nogami i pokaże siebie samego w wydaniu, o którym nawet nie śniliśmy. Będzie romantycznie, ale życiowo. 

Kiedyś i dziś - Barcelona, Cannes, Bogota… Barcelona


Ciał Joana Dolguta i Soledad Urdanety nie da się nieuszkodzenie rozerwać po śmierci. Jak potężne musiało być uczucie łączące ich za życia…? Tego nie wie nikt, a nie przypuszcza nawet jego syn, Andreu, pławiący się w niewyobrażalnych luksusach prezes potężnej firmy perfumeryjnej, ani jej córka, Aurora, skromna nauczycielka gry na fortepianie. On sam stworzył dzielącą go od ojca przepaść, ona z kolei nie sądziła, że jej ukochana matka skrywać może tak wielką tajemnicę. Andreu nie chce rozgłosu, Aurora chce się dowiedzieć jak najwięcej. Podobnie jak ich rodzice, nie mogli różnić się od siebie bardziej. 

Tak czytelnik rozpoczyna podróż, której finału nie sposób przewidzieć. Zwiedza dzisiejszą Barcelonę w poszukiwaniu śladów przeszłości, po czym zostaje przeniesiony do stolicy Katalonii z czasów reżimu Franco. Wysłany z młodym, skrytym chłopcem na francuską wieś, a później do olśniewającego nawet w tamtym okresie Cannes, poznaje czasy, w których pochodzenie i klasy społeczne bez skrupułów decydowały nastoletnich marzeniach. Z kolei przeniesiony do Bogoty poznaje, co tak naprawdę skrywają wysokie mury rezydencji bogaczy w latach 50-tych i 60-tych, a co po nich zostanie. Zanim jednak na dobre zagości we wspomnieniach, autorka wraca do teraźniejszości, i tu króluje Barcelona - uliczki przepełnione turystami spragnionymi wrażeń i miejsca znane tylko mieszkańcom, splendor przyjęć wyższych sfer i cisza opustoszałych mieszkań w starych kamienicach, gdzie kiedyś ukryte listy, wyblakłe już zdjęcia albo stary, uszkodzony fortepian są jednym świadkami burzy uczuć sprzed lat. 

I muzyka. Jest wszędzie i zawsze. Porywające utwory powstające w głowie przy wyrabianiu chleba, stosy nut z przekreślonym fa, 'Tristesse' Chopina rozbrzmiewające pod gwiazdami Lazurowego Wybrzeża, upragnione lekcje muzyki, tworzące nieistniejąca więź ojca z synem i synem jego syna. Muza, od której nie sposób oderwać wzroku nastolatkowi i staruszkowi, nauczycielka z łabędzią szyją, roztaczająca aurę, której nie pomieściłaby żadna sala koncertowa. Matka, córka i córka jej córki - pokolenia splecione od dziesięcioleci i drogi, które dopiero zaczynają się krzyżować. Bo historia lubi się powtarzać… 

A właśnie, że radość


Starość nie radość? Kompletna bzdura. Ángela Becerra udowadnia, że marzyć można niezależnie od wieku, zawsze przedostatni raz. Uczy szacunku do tego, że nawet cichy staruszek skrywa historie swojego życia, których nie zniszczy wiek, rozłąka, choroba ani śmierć. Może nadmiernie się rozczulam, ale mam to szczęście, że dzięki starszym ludziom poznaję historie, o których można by pisać książki. Widzę sama, podobnie jak bohaterowie Becerry, że starym ludziom wiek nie kradnie dusz, wręcz przeciwnie. Oni, może nawet bardziej niż my, młodsi, potrzebują każdego dnia czegoś, co utrzyma ich przy życiu - nadziei, marzeń, uczucia. Czasami wystarczy odrobina uwagi i pewna doza cierpliwości. Ani Andreu, ani Aurora nie zdążyli dowiedzieć się całej prawdy od własnych rodziców. Co rusz jednak widzą po sobie, że Joan i Soledad żyją dalej, w nich samych. Nie mam tu na myśli dochodzenia, które z niepokojącym zainteresowaniem prowadzi inspektor Ullada, ani śledztwa zleconego prywatnemu detektywowi. Własną historię trzeba odkryć samemu, zaglądając wgłąb siebie. Życie na każdym kroku funduje niespodzianki i od nas samych zależy, jak bardzo na nas wpłyną. Nie warto ignorować śladów przeszłości, podobnie jak skreślać ludzi z racji ich inności. 

Matki, ojcowie, kochankowie


Oprócz ukłonu w stronę starości, Becerra zaimponowała mi rozwojem poszczególnych charakterów i relacji między nimi. Stworzyła matki mądre, dobre i oddane, patrzące ponad różnicami i uwielbiane nie tylko przez własne dzieci. Kontrastem do tego są ojcowie, kryjący się z uczuciami, trzymający się zasad i charakteryzujący autorytetem, z którego niekoniecznie mogliby się cieszyć. Oba warianty - matek i córek oraz ojców i synów - nie są jednak wzorcami zachowującymi równowagę. Może właśnie dlatego, że bohaterowie przyzwyczaili się do takiego stanu rzeczy, balansują na krawędziach, rozwijając się. Jeśli matki kochają, nawet kiedy córki tego nie dostrzegają, to co mogą czuć synowie, dla których rytualne gesty ojców urastają do rangi świętości? 

Poza odkrywaniem przeszłości, "Przedostatnie marzenie" prowadzi przez teraźniejszość. Magia minionych lat odradza się, a ci, którzy nigdy jej nie doświadczyli, stają przed wyborami, które na zawsze zmienią życie ich i ich najbliższych. Zrządzenie losu? Chemia? Geny? Nie wiem, nie będę tłumaczyć, szukać wyjaśnienia, analizować. Powieść Ángeli Becerry jest piękną, spójną całością, rozdzieraną różnicami, przepełnioną namiętnością, rozgrywająca się w malowniczych miejscach i różnych czasach, podsycaną kolumbijskimi smakami i ulegającą dźwiękom wydobywającym się z pewnego wyjątkowego fortepianu. Życzę każdemu, kto ją przeczyta, żeby po skończeniu miało o kim pomyśleć, co wspomnieć, albo o czym marzyć…

+

  • wyjątkowy język, piękne plenery i przede wszystkim bohaterowie, oprócz rodzinnych historii odkrywają niespodziewane fasety siebie samych, 
  • obie historie absorbujące do tego stopnia, że przeskakiwanie między nimi nie irytuje, 
  • niby można się spodziewać rozwoju akcji, a jednak Bercerra zawsze ma w zanadrzu to coś, co uczyni jej powieść niezapomnianą,
  • wysoki współczynnik empatii, choć łzy raczej nie z żalu,
  • rozdźwięk między postaciami i ich obcowanie ze sobą, 
  • Barcelona kiedyś i dziś,


-

  • podziw graniczący z narastającą w czytelniku zazdrością - za wiarę, wytrwałość, los,
  • wprawdzie wpadło mi w oko kilka przebłysków telenowelowej tendencji, szybko jednak zostały stłamszone przez autorkę,
  • książka z tych, które nie powinny się kończyć, 
  • powieść niedostępna w większych księgarniach (ale skoro wykupiona, to przecież gdzieś ktoś musi mieć…) 


Komu polecam?
Poszukiwacze szczęścia i dociekliwi detektywi losów międzyludzkich będą zachwyceni. "Przedostatnie marzenie" pewnie spodoba się marzycielom, romantykom i skrytym duszom. Myślę, że przesłanie powieści zrozumie każdy, kto gdzieś głęboko w środku chowa historię wyznaczającą sens jego istnienia albo do dzisiaj wspomina wydarzenia sprzed lat, które nadały jego życiu nieoczekiwany obrót. Ciekawa jestem, czy sięgną po nią ci twardo stąpający po ziemi, którzy już nie wierzą, że coś może ich zmienić. Chyba nie polecam Bercerry sceptykom i pesymistom, bo ocenią ją niesprawiedliwie, ani tym, który szufladkują wszystkie powieści z wątkiem miłosnym jako romansidła. Nie poleciłabym "Przedostatniego marzenia" też komuś, kto nie umiałby się szarpnąć na coś irracjonalnego i szalonego w imię tego, co czuje albo pragnie, bo jeśli sam nie jest siebie pewny, to kto inny go przekona…? 


Ja nieopisanie dziękuję za trafne polecenie i będę miała oczy otwarte na inne powieści Ángeli Bercerry, o Barcelonie czy nie.

A może też...


“Palmy na śniegu” Luz Gabás, fot. by paratexterka ©

Kakaowy raj utracony

“Palmy na śniegu” Luz Gabás










Vis verbum i Klub Trzynastu


"Głosy przeszłości" Elia Barceló











Irlandzka duma a 'stara dusza'


"Dziewczyna na klifie" Lucinda Riley









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz