niedziela, 17 kwietnia 2016

Porno, czyli stop fabule… i akcja

"Piękny drań" Christina Lauren


Seks się sprzedaje, nawet w książkach - tylko dlaczego w takich?! Tyle jest powieści z pieprzem już nawet nie należących do kanonu literatury, ale fundujących wysublimowaną rozrywkę z subtelnie podnoszącą się temperaturą! Tu wysublimowane są jedynie fatałaszki La Perla. Jeśli kogoś wciąż zaskakuje sukces "Pięćdziesięciu twarzy Greya", to co dopiero powie o tej fali literatury erotycznej, której popularność rośnie do dziś…? "Piękny drań" Christiny Lauren, a konkretniej Christiny Hobbs i Lauren Billings, to bestseller bez (se)dna. Nie wiem, co jest gorszego od książki niepozostawiającej wrażeń. Chyba lepiej coś obejrzeć… a o niej co najwyżej poczytać. Choć lepiej sobie darować. 



Trudno mi dzielić się wrażeniami, skoro po lekturze czuję się wzbogacona jedynie o konsternację. Ale krytykować też trzeba umieć, więc… akcja!

On nad nią, ona pod nim, albo rozmaite kąty przyległe


Chloe Mills, stażystka w Ryan Media, odlicza dni do prezentacji projektu wartego miliony dolarów przed komisją JT Millera, która zdecyduje o dalszych losach jej kariery. Ze stypendium w kieszeni to ona będzie przebierała w ofertach medialnych magnatów - w końcu ciężko sobie na to zapracowała, znosząc na co dzień szefa … drania (epitety wedle uznania). Bennett Ryan pod piękną, acz profesjonalną powierzchnią skrywa paskudny, despotyczny charakter. Jego ego przebija chyba tylko powalające wrażenie, jakie robi na kobietach. Twierdzić, że pan Ryan i panna Mills się nienawidzą to za mało powiedziane. Jedno działa na drugie jak zapalnik, z niekłamaną wzajemnością. 

Pierwsze kilka kartek szybko rozwiewa nadzieje na sarkastyczne potyczki rodem z "Diabeł ubiera się u Prady", tylko ze zmienionymi płciami. Jak już strzelą guziki koszuli i zsuną się spodnie, nie ma ratunku. Są tylko kolejne podarte figi, wybrzuszenia, sterczenia i niekończąca się rywalizacja nad tym, kto będzie górą, bez względu na scenerię. Autorki zdają się najpierw dać upust niepohamowanym żądzom, a później próbować miliony rozsypanych kawałeczków złożyć w obrazek rodem z filmowych romansów. Jakby od d…rugiej strony. To się nie może udać. 

Porno bez fabuły czy porno jako treść…?


Oto jest pytanie. Nie ma książki bez fabuły, bo coś musi się dziać, ale czy naprawdę tym czymś musi być sam seks? Można przełknąć jedną scenę, drugą, ale notorycznie powtarzający się schemat? Nawet odrobina dobitnych dialogów nie ratuje sytuacji, bo ledwo zabłyśnie światełko w tunelu, już pędzi pociąg zwany pożądaniem. Ani to pociągające, ani śmieszne. Zwyczajnie nieprzekonywujące. Porno chyba lepiej oglądać, bo 'doznania' z czytania "Pięknego drania" prędzej zmęczą niż wzbudzą jakiekolwiek emocje. Choć może papierowe porno to gatunek nie dla każdego…?

Jedynym - z paratexterskiego punktu widzenia - ciekawym aspektem "Pięknego drania" (i reszty serii, której recenzje tu się nie pojawią) jest cała otoczka. Zalążek powieści powstał jako fan fiction i w pierwotnej wersji został napisany przez absolwentkę neurobiologii z tytułem Ph. D.(!). Dostępne online "Biuro" (org. "The Office") Hobbs cieszyło się w 2009 roku taką popularnością, że przerosło to autorkę, która skasowała tekst z sieci. Dopiero rok później, we współpracy z Billings, rozbudowała historię do "Pięknego drania", który ukazał się na początku 2013 roku i lada chwila doczeka się adaptacji filmowej, fundowanej przez Constantin Film. To się nazywa fart… albo 'niezbadalność' wyroków internetu. "Piękny drań" to jeden z tych współczesnych medialnych fenomenów, nad którym głowić się nie warto, bo i tak się go nie zrozumie. Dla mnie strata czasu i nauczka na przyszłość; dla odmiany: zdecydowanie nie polecam.

+

  • niezamierzenie dwuznaczna dedykacja, choć skojarzenie wcale nie takie chybione,
  • obie perspektywy (narratorem bohaterowie są na przemian),
  • babka z większą ikrą niż ego szefa mającego wszystko,


-

  • pierwsze kilka stron i nadzieja pryska (nie mylić z 'tryska'…),
  • monotematyczność i przesycenie,
  • (tak, czepiam się, ale:) jak można pomylić imię z nazwiskiem bohatera w odstępie jednej linijki i to na tylnej okładce?!


Komu polecam?

Może się nie znam, ale "Pięknego drania" nie polecam. Z takiej tematyki poleciłabym (swojego czasu zakazaną w Chinach) "Marrying Buddha" Wei Hui, (fantastyczną) "Trylogię Kusziela" Jacqueline Carey albo nawet "The Intimate Adventures of a London Call Girl" dr Brooke Magnanti. "Piękny drań" jest szybki, sprośny (a raczej wulgarny) i dogłębny w bardzo fizycznym tego słowa znaczeniu. Choć wielbiciel(k)om Greya zapewne przypadnie do gustu, i to czytelnikom obu płci.  

4 komentarze:

  1. Cóż, nie przekonałaś mnie do przeczytania, chociaż dokładnie tego się spodziewałam już po początku recenzji. Nie czytuję takich książek, być może ich po prostu nie rozumiem, ponieważ jeżeli 3/4 książki bohaterowie nie wychodzą z łóżka to gdzie się podziała reszta fabuły? To zdecydowanie nie dla mnie.
    Pozdrawiam serdecznie, Czytelniczka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cieszę się, że mamy podobne zdanie - przekonywać o tej pozycji nie śmiałabym nikogo, mimo że akurat łóżka (dosłownie) tam mało :)
      pozdrawiam też!

      Usuń