czwartek, 18 września 2014

Babski by Bridget

"Bridget Jones. Szalejąc za facetem" Helen Fielding


fot. A. G.*
51-letnia wdowa z dwójką pomysłowych dzieci na karku, pochłaniająca niewyobrażalne wręcz ilości jedzenia (akurat ja nie jestem autorytetem w tym temacie, ale norma to chyba trochę ponad 2000 kcal dziennie?), poddająca się sugestiom przyjaciół w tematach zgoła (ha!) delikatnych, mająca permanentne problemy codzienno-zawodowo-związkowe.. Kogo to właściwie obchodzi? I to po raz trzeci? A właśnie, że mnie. I podejrzewam, że sporą ilość wielbicieli poczucia humoru, bezpośredniości, ironii i zamiłowania do d…etali Helen Fielding.

Po "Dzienniku Bridget Jones" i "W pogoni za rozumiem"  błyskotliwie nieporadna Brytyjka szaleje za facetem, i to nie jednym. Ale wszystko po kolei.. Następna powieść z bestsellerowego cyklu rozluźnia, bawi, a nawet wzrusza - jest jak babski wieczór (albo dwa) z dawno nie widzianą znajomą, w domowym zaciszu, przydeptanych kapciach, z dobrym winem i bardzo niezdrowymi przekąskami. 

Lata całe, czyli od pierwszego "Dziennika…" do całkiem niedawna


Bridget Jones poznałam kilka (-naście?) lat temu. Jej dzienniki zaliczam do babskiej literatury rozrywkowej, której trudno nie znać, chociażby dzięki adaptacji filmowej. Podobnie jak "Samotność w sieci" Janusza L. Wiśniewskiego, "Smażone zielone pomidory" Fannie Flagg i "Pamiętniki Fanny Hill" Johna Clelanda (tak, przeczytałam nielegalnie, ale to inna historia), "Dziennik Bridget Jones" wyłowiłam jako nastolata krótko po moim 'awansie" do działu dla dorosłych w miejscowej bibliotece. Tak - sama się dziwię, na jak nieadekwatne do mojego wieku książki wtedy trafiałam. Część pierwszą i drugą przeczytałam, pośmiałam się i szczegóły zapomniałam, ale oba filmy rozbawiły mnie ponownie po latach. 

Fielding napisała trzeci tom dopiero 15 lat po wydaniu drugiego. Myślę, że to dosyć odważne nie tylko z racji wieku i sytuacji bohaterów, ale też z powodu kult(ur)owego statusu "Dziennika..". Bezpośredniej recepcji dokładnie nie miałam czasu śledzić akurat w marcu tego roku (z racji Westeros), ale książkę mieć musiałam. I o dziwo pożyczyłam, zanim sama przeczytałam, co normalnie się nie zdarza. Jakie było moje zdziwienie, że skończyła się, zanim wygodnie do niej zasiadłam… 

Brutalny los vs. Bridget znana i lubiana 


Markowi i Bridget kibicowałam mimo opadających kącików oczu Hugh Granta i jego ówcześnie beztroskiego uśmiechu. Miał być happy end, a tymczasem dobra połowa relacji głównej bohaterki kręci się wokół 30latka… "Bridget Jones. Szalejąc za facetem." próbuje po czterech lata żałoby odrodzić się jako kobieta. Tak, Helen Fielding uśmierciła Marka Darcy'ego. Gdyby nie dobitna retrospekcja, trudno byłoby się przestawić na realia 20 lat poźniej. Bridget ma teraz dwójkę uroczych brzdąców - wierną kopię taty, Billy'ego, i sepleniącą, wyjątkowo wrażliwą małą Mabel. Nawet mimo zabezpieczenia finansowego, w codzienność tej trójki króluje chaos. Właściwie wystarczy przypomnieć sobie panią Darcy - wtedy pannę Jones - jako "nieprawdopodobnie niekompetentna reporterkę", a jej talent do organizacji dnia dwóm pociechom w wieku (przed)szkolnym i sobie jako scenarzystce startującej na podbój przemysłu filmowego gwarantuje przednią rozrywkę.

fot. A. G.* 
Wpisy Bridget do dziennika poprzedza sumienne wyznanie win, a rozpiętość jest lekko szokująca - od obżarstwa i zaniedbywania obowiązków rodzicielskich przez niesforne bądź niestosowne myśli po potęgę drobiazgów tak nieznaczących, że rzadko kto by je zauważył (a jeżeli już, to zapewne by przemyślał). Jeżeli tą szczerością bohaterka nie wzbudzi sympatii, to zjedna sobie czytelnika żywymi relacjami, pewnymi przekonaniami, walkami wewnętrznymi i banalnym brakiem konsekwencji. Można się z niej w duchu nabijać, współczuć jej, albo w wyjątkowych przypadkach się z nią zgadzać. Nigdy nie wiadomo, jaką kłodę los jej rzuci pod nogi, albo jaki fart ją uratuje. Ale takie przecież jest życie - TKW.

Wir wirtualnych wrażeń


Autorka wrzuciła Bridget do wirtualnej rzeczywistości. Może i to odpowiednia metoda w dzisiejszych czasach, zwłaszcza dla samotnych ludzi w pewnym wieku? Przepraszam, średnim. Kwiecie wieku? W przeciwieństwie to jednej z jej rozchwytywanych przyjaciółek, umawiającej się z obcymi facetami na portalach randkowych, Bridget poznaje Twittera. Jej początkowe wnioski na temat followerów są wręcz nieprawdopodobne, a rosnąca obsesja przerażająca. Może w tym momencie autorka nabija się akurat z nas, pokolenia XXI w.? Spójrzmy sobie prawdzie w oczy: ile razy dziennie sprawdza się całą gamę wirtualnych profili? Chyba nikt tego - na szczęście - nie liczy. Bo jeśli wezmię się również pod uwagę 'wyjątkowych' znajomych i konwersacje meilowe albo smsowe, wynikające z tego napięcie, oczekiwanie, mętlik, nieporozumienia, wtopy i całą resztę.. Biedna Bridget nie mogła wiedzieć, co ją czeka. Niezmordowanie, w oparciu o nieśmiertelne poradniki, dzieli się z czytelnikiem swoimi nietypowymi doświadczeniami. I chyba w tej naiwności, staraniach, kapitulacjach i zrządzeniach losu tkwi cały jej urok.

Superbohaterka? Teraz na serio


fot. ja/Funio :P
"Bridget Jones. Szalejąc za facetem" nie jest lekturą ambitną ani obowiązkową. Jest historią, która ma oderwać o własnej codzienności i dać pozytywnego kopa - bo można mieć pod górę, być na skraju rozpaczy, czuć się niepotrzebnym albo niespełnionym; można się upić z przyjaciółmi albo przepłakać całą noc, dać się ponieść emocjom czy zgrywać zimna i niedostępną. To nasz wybór, bo nasze życie. I każdy powinien dostrzec w swojej codzienności właśnie to, co jest wyznacznikiem jego szczęścia - póki na to czas. Trochę poważny ton mi wyszedł na koniec… Zapewne przez irytację, którą wzbudzały we mnie kpiące komentarze na temat tego, co akurat czytam. I wiecie co?

poświęconych wieczorów 2, jednostki alkoholu 1,5 (licząc w litrach wina, ale był weekend!), wypalonych jednostek nikotynowych zapewne za dużo, spożytych kalorii nie zliczono (/-policzono?), prawdopodobieństwo wystąpienia czegoś dziwnego/śmiesznego/ironicznego/obciachowego 1:2, poziom pozytywnych emocji podczas czytania ponadprzeciętny, minimalna liczba uśmiechu 0,5/2-4 str., liczba wzruszeń autentycznych 3, prychnięcia, przewracanie oczami i inne wyrazy dezaprobaty miały miejsce, odnotowane przypadki efektu 'wiedziałam!'  0,9

+

  • wartka akcja i charakterystyczny humor,
  • Bridget w kwiecie wieku,
  • lektura prosta, przystępna i pomysłowa; nie wymaga wnikliwego analizowania, czytania między wierszami i pamiętania poprzednich części - ot taka rozrywka,
  • bezpośredniość świata dziecięcego kontra dumania dorosłych,
  • pan Wallaker ;)

-

  • rozpiętość między Markiem Darcy a Roxterem (co to w ogóle za pseudo?!), mnie ta fascynacja nie przekonała,
  • wszy, biegunki, pierdzenie, botoks, biadolenie nad wagą itd. itp. - momentami męczące,
  • wprawdzie znikome, ale i tak zbędne sceny łóżkowe,
  • Bridget chyba pójdzie na przedwczesną emeryturę.

Komu polecam?
Polecam tym, którzy mają ochotę się pośmiać, rozerwać i zapomnieć. Książka rekompensująca przepracowany tydzień albo serię hucznych imprez - czysty relaks w domowym zaciszu. Po "Bridget Jones. Szalejąc za facetem" nie polecam sięgać męskiej publiczności (chociaż ciekawy byłby komentarz z przeciwnej płci, oczywiście z perspektywy zawodowej) ani tym, którzy wręcz brzydzą się bestsellerami, albo szczycą się spędzaniem cennego czasu wyłącznie z arcydziełami literatury. Mi przypadło do gustu poczucie humoru Helen Fielding, chociaż z tego co pamiętam, więcej wybuchów śmiechu zarejestrowałam kilka lat temu podczas czytania "Rozbuchanej wyobraźni Olivii Joules". A sprawdzę jeszcze raz i opowiem…


* specjalne podziękowania dla profesjonalnego fotografa za wyjątkowe zaangażowanie się w celu poprawienia grafiki mojego bloga :)



A może też...


Jak Oliwka w kompot, czyli babski Bond


"Rozbuchana wyobraźnia Olivii Joules" Helen Fielding






Po butach do celu


"Zaklinaczka butów" Helena Rubczak





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz